niedziela, 14 lutego 2016

młodzi

Handlują w Internecie postaciami z komputerowych gier, dilują, a nawet uprawiają prostytucję. Czy i ile dzieci powinny pracować? Widać, że dzieci mają podstawowe wyczucie własnej korzyści. Wiedzą, że bardziej opłaca im się dorobić, niż spędzać czas na wkuwaniu. Tylko dlaczego państwo im tego zabrania? Odpowiedź jest jedna. Państwo zabrania, bo może zabraniać. Bo mu na to pozwoliliśmy. I jeśli chcę coś zmienić w naszym państwie, to zlikwidować wszelkie bezużyteczne zakazy marnujące potencjał tkwiący w obywatelach. Znalazłam ciekawy pomysł czytając forum o złym traktowaniu zwierząt,może połączyć dwa w jednym i dać młodzieży możliwość zarobkowania w schroniskach,dopłaty na takie cele zwrócą się na pewno. Nie mam nic przeciwko pracy dzieci, a nawet byłbym skłonny do zachęcania rodziców i palcówek oświatowych do organizowania tego typu zajęć dla nieletnich. Nic tak nie nauczy młodego człowieka escaperoom szacunku do pracy i zarobionych pieniędzy jak własne doświadczenie. Oczywiscie ze dzieci powinny pracowac. Co za pytanie ! Przeciez dzieci pracuja w Pakistanie, Idiach i Vietnamie. Przeciez jest globalizacja i ukochany wolny rynek. Tylko po przez prace dzieci mamy szanse pod wodza Donka i Platformy utrzymac sie jako kraj konkurencyjny.
Niedokoczone dzielo Hitlera dla Generalnej Guberni jest kontynuowane. Dzieci nalezy nauczyc pacierza, liczyc do 100 i jak sie podpisac. Cztery lata podstawowki powinny na to wystarczyc. I do roboty w obej firmie w koloni zwanej Rzeczpospolita. Do zawodu przyuczy obcy kapitalista. Większość dzieci i tak przez przeszło dwa miesiące wakacji, może wyjechać poza dom na okres 2-3 tygodni, ponieważ rodzice nie mają wystarczająca dużo pieniędzy. W okresie letnim escape room jest mnóstwo prac sezonowych, które mogą wykonywać dzieci i to na miarę ich sił i umiejętności. Sam jako 13 latek pierwszy raz poszedłem do pracy z kolegami i miło to wspominam. Praca polegała na zbieraniu owoców w sadach PGR-u, trzeba było przyjść najpóźniej na 8 rano, zerwać taką ilość owoców na jaką starczało sił i ochoty, a następnie przypilnować brygadzistę w punkcie odbioru owoców, żeby dobrze zapisał, kto i ile zebrał. Mama dawała mi na autobus, ale z kolegami wykalkulowaliśmy, że lepiej pójść 5 km piechotą, a za zaoszczędzone pieniądze kupić sobie lody. Pierwszą wypłatę w wysokości ok 250 zł przyniosłem do domu dumny jak paw i po uzgodnieniach z mamą, poszliśmy kupić dla mnie pierwszy w życiu prawdziwy garnitur. Muszę też dodać, że rodzice byli bardzo dumni ze mnie, że pracowałem i dołożyłem w tej biedzie PRL-owskiej do swojego garnituru. Od tego czasu zawsze pracowałem w wakacje, ażeby gdzieś wyjechać i nie siedzieć bezczynnie w domu.
Sami musimy coś Im proponować,chyba że dalej będziemy udawać,że nie ma tematu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz